|
| Sala balowa | |
|
+4Snow White Terence Cougrow Madison Flutherly Mistrz Gry 8 posters | |
Autor | Wiadomość |
---|
Carmen Minelly
Liczba postów : 15 Wiek : 29 Skąd : Mediolan
| Temat: Re: Sala balowa Wto Lut 10, 2015 6:19 pm | |
| Nie no, lepiej już na Canavan zostać. Nie żebym miała coś do Zmierzchu, ale wiesz... lepiej chyba zarabiać na jakichś swoich, napisanych zaraz po jakiejś randce, czy coś, romansidłach niż tam zagrać. Chyba, że chcesz poznać Edka! O, jak cię ugryzie jeszcze, ooo! Ej no, Valentine tej opery nie znała? A Habanera? To, to klasyk jest przecież! Ja sama chciałabym to obejrzeć. A co do znaczenia imienia Valentynki, to się zastanawiać nie trzeba przecież. Chyba, że ktoś obchodzi podobnie jak Minelly 15 lutego, a nie 14. No, ale w sumie to głupi wie. Znaczenia imion są fajne! - I jak na razie jak się czujesz tutaj? - zapytała, bo sama jak tu przyjechała czuła się głupio i dziwnie, ale nie miała komu tego powiedzieć w końcu. Tyle, że raczej Valentine nie miała jakichś szczególnych problemów, bo Włoszka nigdy do prawdziwej szkoły nie chodziła i jak się mogła czuć? Aż zadziwiające było, że ta dziewczyna jest już na trzecim roku. Kto by się spodziewał? Stoi na uboczu, nie wie co zrobić z rękoma i co chwilę przestępuje z nogi na nogę, jak siedmiolatka, której chce się siku. - Oh, naprawdę? - dla niej pisanie było zawsze czarną magią. Cieszyła się, że nie musi chodzić do prawdziwej szkoły i czytać swoich opowiadań na głos, czy innych zadań, bo tylko ośmieszyłaby się. Jednak jeśli spojrzeć, to pisanie tekstów i układanie wierszyków jest całkiem podobne. Tyle, że dla Carmen jedno jest banalne, drugie całkowicie przyswaja jej trudności. Dobrze, że teraz już nie musi podobnych rzeczy robić, bo by się chyba kartką pocięła. Coraz bardziej się rozluźniała w towarzystwie dziewczyny i miała nadzieję, że do końca wieczoru całkiem się wyluzuje i w końcu będzie mogła spokojnie ustać. Poznanie nowej osoby zajęło jej trzy lata! Może przez ten czas Harry Potter zarzucił na nią pelerynę niewidkę, czy coś? A nie, ona się tylko chowała w pokoju. - Co, ja? - zmarszczyła brwi, bo ona nigdy tańczyć nie lubiła, chociaż nie było tak źle, jeśli już się rzucała w wir muzyki. Ale i tak według siebie wyglądała jak dżdżownica. - Nie, raczej nie. A ty? - bo może jednak dziewczyna miała partnera! Nie zdziwiłaby się gdyby podszedł jakiś koleś, zabrał ją na parkiet, a ona zostałaby sama. No bywa i tak. | |
| | | Rafael Gabriel Royce Moderator
Orientacja : To make biggest life joy, once a girl and once a boy. Liczba postów : 29 Wiek : 31 Skąd : Z bajki.
| Temat: Re: Sala balowa Wto Lut 10, 2015 6:32 pm | |
| Trudno określić, czym dokładnie ten dzień różnił się od pozostałych. Może chodziło o jego aurę - nie sprawdziły się zapowiadane burze, nie miały miejsca żadne sztormy i urwanie chmury. Było bardzo spokojnie - może nawet za spokojnie. Drugą opcją jest to, że tego dnia organizowane zostało spotkanie inauguracyjne, które odbyć się miało w formie balu. Ta, jasne. Niemożliwe, żeby dyrektor szkoły do tej pory był tak naiwny i sądził, że po wszystkim uczniowie nic nie wywiną. Impreza? Jasne, ale pewnie do tego dojdzie orgia, a potem znowu będą rodzić dzieci, jak w liceum. Matko boska, bo to się tam działo. Można by sądzić, że w wieku dwudziestu-paru lat ludzie zaczynają dorośleć, ale w przypadku studentów dopiero wtedy rozpoczyna się ich okres dzieciństwa. A po pijaku są bardziej normalni niż jako trzeźwi, naprawdę. Na całe szczęście Rafael nigdy nie obracał się w takim towarzystwie. Znaczy 'zawodowych ruchaczy', jak to ich nieładnie nazywał w myślach. Jasne, pewnie, sam chętnie wreszcie zacząłby uprawiać seks, bo halo - ma prawie dwadzieścia trzy lata, ale żeby od razu dzieci robić... Zbyt duże ryzyko, ot co. Chociaż Jezus jest dowodem na to, że nawet podczas abstynencji seksualnej można zajść w ciążę, nie? Chyba odbiegam myślami zbyt daleko, tak więc wracając do tematu - rozpoczęcie roku szkolnego! Hip hip, hura i tak dalej, jeszcze nie ma lekcji. Zajebiście. Tylko że nie dla wszystkich. Nie żeby Rafael był jakimś kujonem, prymusem, czy coś jeszcze gorszego, nie. On po prostu nie lubił czuć się... niepotrzebny. Tak, to bardzo dobre określenie. Rafcio lubi coś robić. Cokolwiek, byleby okazywało się produktywne i ważne dla otoczenia (lub jego samego, tak, egoista jeden. Biorąc pod uwagę, że dzisiejszego dnia wszyscy studenci (a podejrzewam, że również nauczyciele) będą pić, urządzać dzikie orgie i wszystko rozwalać, pan Royce nie ma tu zbyt wiele do roboty. Bo przecież ani pomyślał o tym, żeby się po prostu ten jeden raz do zabawy dołączyć, a skąd, to nie dla niego. Taki uroczy, zabawny chłopak, z wiecznie idealnie ułożoną fryzurką, nienagannie ubrany i zachowujący maniery wobec kobiet? On miałby zachowywać się jak rozpuszczony bachor? Nie, no skąd. Dobra, starczy tych zaprzeczeń, bo ktoś może sobie pomyśleć, że zaczynam używać sarkazmu. A przecież bym tego nie chciała. Rafael wszedł do sali nieco spóźniony. Nieco? Wszyscy już dawno zdążyli się pozbierać w grupki, raźnie dyskutować i bawić. A ten tutaj wszedł sobie jak gdyby nigdy nic, z zabójczo uroczym uśmiechem, dopinając koszulę. Oczywiście nie do końca. To nie w jego stylu, jakby nie dość, że prawie przezroczysta, musiała być również rozpięta. Przynajmniej częściowo. To urocze, że cnotliwy chłopaczek zgrywa wielkiego maczo. Chyba. | |
| | | Terence Cougrow
Orientacja : hetero Liczba postów : 40 Wiek : 28 Skąd : New Haven, Connecticut, USA
| Temat: Re: Sala balowa Wto Lut 10, 2015 10:04 pm | |
| Nie no, spokojna głowa, nie zamierzam go zmieniać w jakiegoś dupka czy też badassa. Co prawda w pierwszych planach właśnie miałam takiego zrobić, ale ostatecznie zmieniłam wygląd na Liama, a do niego nie pasuje miano dupka, także... Może i lepiej, bo chociaż łatwiej będzie mu dotrzeć do Śnieżki. A przynajmniej jak jej obrońca nie będzie się kręcił w pobliżu dziewczyny, bo raczej Terence nie miałby ochoty na kłótnie i nie wiadomo co jeszcze. Serio. Sądzę, że jeszcze jej dni bycia rebelią nadejdzie, naprawdę. To tylko kwestia czasu. Moja C. przecież też była grzeczna i ułożona, a teraz co? Jajco, wychowuje dziecko, które zrobił jej ćpun i jeszcze zarywa do swojego kumpla pomimo, że jej brat go nie akceptuje. To dopiero rebeliantka. Zayn przestał być Jezusem? Rozumiem, że awansował na Boga? Hehe. Mam nadzieję, że Lou nie wróci do bycia Hitlerem, bo to byłoby słabe. Tak jak napisałyśmy - teraz wygląda uroczo i idealnie, więc niech tego nie zmienia i nie wraca ani do Hitlera, ani do płaczki za czasów xf. Jezu, teraz wiem czemu jest taką płaczą w tym ff co czytam... Zagadka rozwiązana, dziękuję, dobranoc. O, też pamiętam! To było na samym początku naszego poznania się, a konkretniej jak zaczęłyśmy pisać na gg - 30 lipca 2014 roku. HA! I do takich dat mam pamięć, a do tych historycznych nie za bardzo. No cóż, bywa! To byśmy zapoznały psychologa z naszą opowieścią i może nie uznałby nas za psychiczne tylko by się z nami śmiał, bo czemu nie? Snow nawet sobie nie wyobraża jak się bardzo myli. Terence na pewno będzie ją pamiętał za dzień, dwa, tydzień, a nawet i miesiąc. Dziewczyna ma naprawdę piękną urodę i świetną figurę, więc sądzi zapewne, że nawet w worku po ziemniakach wyglądałaby naprawdę idealnie. Taki z niego kochany chłopak! A z umazaną w farbach twarzą na pewno wyglądałaby równie uroczo co w eleganckiej sukni, którą ma na sobie obecnie. Mam nadzieję, że jednak odpuścimy sobie wymiotowanie na buty, bo może Terence by się z tego zaczął śmiać i twierdził, że to nic takiego to to jednak był mój pomysł na innym forku, o! Ale jak się nawali to czemu nie... Zobaczymy jak to będzie. A jakby zemdlała to pewnie by biedak zostawił buty i w samych skiepkach wziąłby ją na ręce i zaniósł do pielęgniarki albo jakiegoś pobliskiego szpitala. Kogo obchodzą buty, kiedy Snow mdleje? No właśnie. - Jasne - odpowiedział nieco niepewnie, przekrzywiając lekko głowę na bok, jednak nic więcej nie dodał. No cóż, widocznie wstydziła się nawet wejść do jego pokoju dosłownie na minutę, żeby założył buty i ruszył z nią na wycieczkę po kampusie albo żeby odpowiedział jej na jakieś pytanie związane ze szkołą. Jednak on nie będzie na nic nalegał ani się dopytywał, przynajmniej na razie, bo mu kultura osobista na to nie pozwala. Spuścił wzrok na jej kubeczek, który trzymała w dłoni i uniósł jedną brew pytająco, choć żadne pytanie nie padło z jego ust. - Zawsze możesz się przebrać w coś wygodniejszego i cieplejszego, nie ma sprawy - wzruszył ramionami z delikatnym uśmiechem. On poczeka, ba, nawet sam pójdzie się przebrać, bo taki ziąb pewnie na dworze! A jak nie to jej zarzuci swoją marynarkę (nieco mokrą, ale mniejsza) na ramiona i będzie dobrze. - Jeśli jednak nie masz ochoty na spacer po kampusie to rozumiem - dodał, unosząc obie brwi do góry i przyglądając się dziewczynie uważnie. | |
| | | Winter Richardson Admin
Liczba postów : 37 Wiek : 29 Skąd : prywatna wyspa tatuśka, Lux Cay (Bahamy)
| Temat: Re: Sala balowa Sro Lut 11, 2015 10:10 pm | |
| Winter to jednak miała ciężkie życie. Tylko ze sceny schodzi, a już jakieś pierwszaki chcą się z nią zaprzyjaźniać, łakną jej atencji, kiedy to ona ma dużo ważniejsze sprawy na głowie. Blondynka nie chciała ich odrzucać wychodząc już pierwszego dnia na wredną szmirę, którą przecież była dlatego wszystkim po kolei tłumaczyła, iż ma jakieś sprawy do załatwienia z nauczycielami i zero czasu dla nich. Poza tym chętnie by ich kierowała do drugiego przewodniczącego, pana Royce, który sobie chyba kpił i do tego czasu nie raczył przybyć. Kiedy Richardson to spostrzegła już wiedziała, kto pierwszy tego dnia od niej dostanie opieprz. Solidny. Ale najpierw musiała przywitać się z każdym nauczycielem po kolei, rzecz jasna już się podlizać. Trochę czasu minęło, a Winter straciła już zainteresowanie wydarzeniem, toteż pragnąc jeszcze poprawić włosy i makijaż przed imprezą, skierowała się do wyjścia. Coś ją jednak przed opuszczeniem sali zatrzymało, a nawet ktoś. No proszę, Rafael jednak postanowił się zjawić? Spadł jej jak z nieba. - Co ty w ogóle odwalasz? Wielkie wejście sobie zrobić chciałeś czy co? Czemu cię, do chuja pana, nie było wcześniej?! Przegapiłeś przywitanie! - przywitała się jakże miło (tak jak obiecałam). Naskakując na chłopaka taksowała go cały czas morderczym spojrzeniem, przy tym chyba nawet nie mrugając. Ale co poradzić, zirytowana lekko była. Aczkolwiek może i lepiej, że całe przywitanie przywłaszczyła tylko sobie, bo ona to już była pewna, że przemowy miała dużo lepsze od blondyna, no i w ogóle bardziej zasługiwała na uwagę. Po pierwsze, była ładniejsza. Po drugie, była fajniejsza. I zero w tym jej narcyzmu, takie już było jej podejście do rzeczywistości, ot co. - Niepunktualność jest niewybaczalna i nie zdziw się przypadkiem jak naskarżę ciotuni, że się na przewodniczącego nie nadajesz. - Dobra, teraz to specjalnie tak przesadzała, ale chciała mu po prostu udowodnić jak bardzo zaniedbuje w tym momencie swoje obowiązki. Kochana Winter, świat chce naprawiać i na dobrą drogę ludzi sprowadzać. Boże, jak ja dzisiaj rymuję. To po tej sztuce na polskim, na pewno. | |
| | | Rafael Gabriel Royce Moderator
Orientacja : To make biggest life joy, once a girl and once a boy. Liczba postów : 29 Wiek : 31 Skąd : Z bajki.
| Temat: Re: Sala balowa Czw Lut 12, 2015 8:22 am | |
| Właściwie to najpierw powinniśmy się zastanowić, dlaczego Winter jest przewodniczącą. Bo co, bo ma rodzinę w zarządzie uczelni? To o niczym nie świadczy. Podstawą wyboru przedstawicieli szkoły powinny być ich charaktery i gotowość do poświęceń. Czyli Canavan nie ma zbyt dobrych fundamentów, jeśli są nimi skaczący sobie do oczu nastolatkowie. Ale Rafael przynajmniej sam doszedł do swojej pozycji - do celu po trupach, jak to się ładnie mówi. A ona? Ta pusta blondyneczka załapała się tam tylko przez wzgląd na jej korzenie. To chyba nie było w porządku. Dobra, fakt. Z ich dwójki to Winter jest porządniejsza, gotowa do działania na rzecz szkoły i pilna. Rafael został przewodniczącym zapewne tylko dzięki swojej uroczej buźce, budowie ciała i niepospolitym umiejętnościom. Jednak skoro już ich porównujemy, to warto zaznaczyć, że Richardson jest raczej niemiła dla uczniów, a próbuje jedynie podlizać się nauczycielom. Lizodup jeden. Rafael wręcz przeciwnie - olewa belferskie grono, a prawie w całości oddaje się studentom. Zwłaszcza płci pięknej. Wracając jednak do najważniejszego wątku tej historii... Po wejściu do sali balowej, młody Royce rozejrzał się, przeczesując palcami złote włoski. Oczywiste było, że się spóźnił. I to bardzo. Pewnie było już po przemówieniu i wszystkich tych pierdołach, a więc przyszło mu czekać na największą atrakcję wieczoru - wkurwioną Winter. Ten widok stawał się dla niego coraz częstszy. Czy to z powodu niedopiętej koszuli, za bardzo opuszczonych spodni czy zbyt zadziornego sposobu rozmowy z nauczycielami. Ten mały wypierdek zawsze znajdował sobie coś, co Rafael robił źle. Och, błagam, to tylko facet. A teraz dosłownie z nikąd pojawiła się przed bogu ducha winnym blondynem i zaczęła mu wmawiać, że jest nieodpowiedzialny. I jeszcze chciała powiadomić o tym ciotkę. Boże, co za wstrętny dzieciak. Kiedy już wypluła wszystko, co miała do powiedzenia, Rafael przyjął na twarz uroczo krzywy uśmiech i zgiął kolana, żeby dokładnie mogła przyjrzeć się jego twarzy, przez co prawie kucnął. Przez chwilę patrzył jej w oczka, a potem jak gdyby nigdy nic sprzedał jej pstryczek w nos i przekrzywił głowę, szczerząc zęby. -Urocze z ciebie dziecko, Richardson, naprawdę urocze. No, uciekaj dalej podlizywać się nauczycielom, skarbie. - Rozczochrał jej włoski i wyprostował się. Szantażystka wstrętna. | |
| | | Winter Richardson Admin
Liczba postów : 37 Wiek : 29 Skąd : prywatna wyspa tatuśka, Lux Cay (Bahamy)
| Temat: Re: Sala balowa Czw Lut 12, 2015 8:59 pm | |
| Ależ z pewnością Winter nie otrzymała posady przewodniczącej za wykazanie się jakimiś super wymaganymi cechami dla tego stanowiska! Szczególnie, że została nim na pierwszym roku, co, jak wiadomo, raczej się nie zdarza. Aczkolwiek nie można też było zarzucać jej braku drygu do rządzenia, inaczej już z tymi kontaktami ze studentami. Jasne, milionów przyjaciół to ona nie miała, a już szczególnie nie z damskiej strony. Ale jeśli chciała, potrafiła założyć maskę najmilszej, najsłodszej dziewczyny, tej typowej laski "z sąsiedztwa", przyjaciółkę ludu, niewinne dziecko, itd., aby tylko nabić sobie u kogoś (naiwnego) punkty. Przecież nie chciała być nienawidzona, tylko kochana, no jak prawdziwa królowa, do której jej raczej daleko, choć sama jest odwrotnego zdania. No i dobrze, grunt to mieć samemu o sobie dobre mniemanie. Chociaż u Winter samoocena była definitywnie zawyżona. Bywa. Rafael chyba chciał ją doszczętnie rozsierdzić, jakby samo to, że musiała mu opiernicz robić przy ludziach, nie wystarczyło. Zima już wiedziała, że to się miło nie skończy, no bo żeby tak po prostu ignorować jej groźby? Na za dużo sobie pozwalał. Co z tego, że w starciu fizycznym blondynka nie miała z nim żadnych szans. Nigdy nie traciła przekonania, że to ona rządzi sytuacją. Nawet kiedy dał jej tego wyprowadzającego z równowagi pstryczka w nos, przez co zebrały się w niej pierwsze pokłady furii, nie chciała udowodnić, że jest od niej lepszy, no. - Nie dotykaj mnie, kretynie, fuj! - pisnęła odsuwając się o krok w tył. Ta panika była z jej strony tylko udawana, bo gdyby tylko Royce był dziewczyną i był niższy, pewnie już dostałby w twarz. Ale to były słabe okoliczności na bójki przewodniczących, czyż nie? No, wiadomo, z tym że rozczochranie jej błogosławionych włosów było najgorszym możliwym posunięciem, jakie mógłby wykonać. Winter aż się w środku zagotowała i o mało co nie wybuchnęła, kiedy policzyła w myślach po francusku do pięciu (bardzo odstresowujące, polecam) i warknęła tylko: - Poważnie, uważaj, co robisz, Royce. To nie groźba, to ostrzeżenie. Ratuje cię tylko ten bal. - Czyż jej groźby nie były urocze? Aw, były. Ale to do czasu, bo przecież, jak każda kobieta, jeśli nerwy by jej puściły, to biada komukolwiek. No cóż. Richardson poprawiła zręcznie włosy, w czym przecież była już mistrzynią, toteż lustro jej aż tak potrzebne nie było. Była jednak naprawdę wkurwiona wzburzona i miała nadzieję, że z tego wszystkiego jeszcze nie poczerwieniała na ślicznej buźce, więc zaczęło jej się trochę śpieszyć do wyjścia. Nie chciała jednak tak zostawiać Rafaela z poczuciem, że jest od niej fajniejszy i wygrał, bo doprowadził ją do białej gorączki, co nie. Dlatego też zamiast odwrócić się na pięcie i odejść sobie kręcąc biodrami, tylko posłała przypadkowej dziewczynie przechodzącej obok wymuszony uśmiech i poprawiła ramiączko sukienki, tak dla samego upewnienia się, że leży perfekcyjnie na jej równie perfekcyjnych ramionach, o właśnie. | |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Sala balowa | |
| |
| | | | Sala balowa | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|